Karpiowanie to nieodłączna część mojego życia

Data: 2022-08-27 19:15 , autor: Szara Ana , komentarzy: 0

Tytulowe
Moja pasja do wędkarstwa powstała z przypadku. W firmie, w której pracowałam stworzony został klub karpiowy i pewnego majowego dnia 2017 roku wraz ze znajomymi z pracy wybrałam się na komercyjne łowisko pod Warszawą. Nie udało im się wypracować żadnej ryby, a ja byłam tylko obserwatorem.

Po powrocie do domu nie mogłam przestać myśleć o zakupie wędki i spróbowania swoich sił w wędkarstwie. Zapisałam się na egzamin i zakupiłam wędkę i sprzęt na klasyczny feeder. We wrześniu odebrałam kartę i udałam się na pierwszy samodzielny połów. Efektem był pierwszy w życiu jesiotr, który ważył z 8 kg. Byłam tak szczęśliwa, że zaczęłam planować każdą wolną chwilę na połowy i zakup sprzętu. W maju następnego roku otrzymałam cały niezbędny zestaw do karpiowania. Nigdy nie zapomnę pierwszej nocki pod namiotem na wodzie PZW, pomimo tego, że nic wtedy nie złowiłam. Na kolejną zasiadkę przygotowałam się bardziej starannie. Wtedy w moje ręce trafiła słynna Bolsena z Massive Baits. Kulka od razu dała efekt w postaci 13 kg karpia, więc zaczęłam kupować inne przynęty. Od tego czasu po dziś dzień związana jestem z firmą, do której teamu też należę.

Zauważyłam, że poza dobrym jakościowo towarem, bardzo ważne jest obserwowanie łowiska i staranne wytypowanie miejsca położenia zestawu. Gdy ryba nie żeruje, to niestety nawet gdyby istniała tzw. „złota kulka” to nie dałaby ona efektów w takiej sytuacji. Każda zasiadka uczyła mnie pokory i cierpliwości. Niejeden zestaw samodzielnie wykonany spowodował stracenie ryby. Zasięgałam wiedzy u wędkarzy, których może nie ma w social mediach, a którzy chętnie dzielili się ze mną swoją wiedzą i doświadczeniem. Teraz mogę śmiało napisać że doszłam do perfekcji !

Na początku jeździłam głównie na zbiorniki komercyjne, łowiąc z rzutu. Jak większość z Was czytających wie, że nasza pasja to studnia bez dna. Ciągle nam mało, ulepszamy swój sprzęt płacąc krocie. Nasz dobytek po sprzedaży dałby niezły samochód. Zaczynałam od jednego zestawu na feedera z matą karpiową, a teraz do szczęścia brakuje mi tylko pontonu. Wędkarstwo stało się dla mnie odskocznią od codziennego świata, od walki z chorobą, od trosk i problemów. Jest lepsze niż niejedna terapia u psychologa. Kontakt z naturą, spanie na świeżym powietrzu to dla mnie jest lepsze niż nocleg w pięciogwiazdkowym hotelu. Przez pasję poznałam wielu wspaniałych ludzi i drugą połówkę, która dzieli ze mną karpiarstwo.

Moja przygoda na łowisku "Sazan" zaczęła się w maju 2020 roku, kiedy to zupełnie spontanicznie na dwie doby trafiłam ta ten zbiornik. Nie znałam łowiska, pogoda też sprzyjająca nie była. Nie należę do marudzących wędkarzy, więc wzięłam się do roboty. Zasiadka zakończyła się pięknym amurem, złowionym na bałwanka Bolsena Squid z firmy Massive Baits. Od tego czasu lubię wracać w te miejsce. Bardzo do gustu przypadły mi zasady panujące na łowisku. Już wcześniej zaczęłam łowić na haki bezzadziorowe i jestem przeciwniczką nęcenia orzechem. Następna zasiadka w czerwcu zaowocowała złowieniem swojego PB, przepięknego karpia o wadze 21 300 kg, po trzech dniach bez brania. Z nudów założyłam hak nr 6 popka o smaku banana myśląc, że choć może leszcza złowię. W połowie maja bieżącego roku wraz z narzeczonym, postanowiliśmy przyjechać na sześć dni. Starannie zaplanowaliśmy tę zasiadkę, odpowiednio dobierając zanęty i przynęty. W sumie mieliśmy 3 kg mieszanego pelletu, 30 kg kulek w rozmiarze 18mm o smaku banana, octopusa, craba.

Czas zasiadki przypadł pomiędzy zawodami, ryba krążyła więc po całym łowisku. Podzieliliśmy się obowiązkami. Fabian wziął się za sondowanie miejscówki, w celu wytypowania najlepszych miejsc na położenie zestawów. Ryzykowaliśmy brania przy zaczepach, gdzie też ulokowaliśmy zestawy. Do moich obowiązków należało przygotowanie zanęt i przygotowanie zestawów końcowych. Postawiłam na smak fatal attraction i merisco z Massive Baits. Po trzech godzinach wywieźliśmy zestawy na odległości od 70 do 120 m. Pierwsze branie nastąpiło po godzinie 22:00. Na banana skusił się przepiękny 15 kg amur. Noc minęła spokojnie. Nad ranem u Fabiana rozległ się dźwięk sygnalizatora obwieszczający branie. Przeciwnik okazał się silniejszy i wylądował w konarach drzew. Ryba słabo żerowała, zawody dały się we znaki. Postawiliśmy więc wszystkie zestawy na ronnie riga, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Od kiedy zaczęłam wędkować uczono mnie aby zawsze zaczynać od najmniejszej przynęty na „słodko” i na tzw. „śmierdziele”. Obserwacja żerowania ryb zaprocentowała wytypowaniem odpowiednich przynęt. Od godziny 8:00 rano do godziny 14:00 non stop wywoziliśmy zestawy. W tym czasie na macie wylądowały dwa amury i karp.

Nie obeszło się bez spinek, z czym liczyliśmy się wywożąc zestawy w trudne miejsca. Nie obeszło się bez przygód z utknięciem łódki zanętowej w konarach drzew. To był najbardziej upalny tydzień. Słońce rozpieszczało, co powodowało, że aktywność ryb w ciągu dnia była znikoma. Zaczynały żerowanie bardzo późnym popołudniem dając czas na odpoczynek i testowanie eksperymentów związanych z przedłużeniem zasięgu deepera, zresztą zakończonych sukcesem. Był czas na stworzenie mapy 1/3 zbiornika, co z pewnością zaprocentuje na kolejnej zasiadce jeszcze w tym roku. Przez okres sześciu dni na macie wylądowało siedem amurów o średniej wadze około 15 kg i sześć karpi o średniej wadze prawie 17 kg. Trafiło się kilka leszczy i z 20 spinek z powodu zaczepów. Amury zdecydowanie brały na słodkie przynęty a karpie na śmierdziele.

Wędkarstwo stało się dla mnie nieodłączną częścią mojego życia. Choć pomimo problemów zdrowotnych czasem trudno mi utrzymać rybę, dla mnie najważniejsze jest to, aby ryba wróciła do wody w jak najlepszej kondycji, dlatego czas zdjęć skracam do zaledwie kilku fotek.

Komentarze (0)

2022-08-28 18:04 Pan Kontekstowy napisał:

A0b197f9d69bb1e4a051872f50877d44?s=120&d=wavatar&r=pg
Nie ma jeszcze żadnego komentarza

Napisz komentarz

    Galerie

    Filmy

    Reklama

    Reklama

    Facebook

    Reklama